s

Nasz facebook

środa, 17 września 2014

65






Po dwóch dniach spędzonych w obcym miejscu mam wrażenie, że jestem już "u siebie".
Wiem, że plaża jest inna do portu, a po przejściu przez ruchomy most w porcie też zupełnie inna.
I jedną i drugą lubię.
I w jedną i w drugą stronę spaceruję każdego dnia coraz dalej i dalej.
Niedaleko portu mam swoją ulubioną kawiarnię z widokiem na błękitne morze,  a w niej cudowne ratanowe olbrzymie koszo-kanapy z kremowymi poduszkami i ogromnym  pół-parasolem za plecami, który daje poczucie odizolowania od reszty stolików na tarasie.
Wiem już jaką lubię tu kawę, i że spędzam tu około godziny słuchając pięknej spokojnej muzyki i obserwując ludzi dookoła.
Potem kładę się na chwilę na drewnianych podestach tuż nad morzem. Zamykam oczy i wystawiam twarz w stronę słońca. Tuż obok w dole fale rozbijają się o kamienno-betonowy falochron.
Wieczorem chodzę oglądać słońca zachody, codziennie inne.

Zadziwiające jak szybko oswajam to zupełnie obce dla mnie miejsce,
i jak cudownie i bezpiecznie mogę się w nim teraz czuć.
Przyjmować uśmiechy od nieznajomych i z radoscią je odwzajemniać.
Mówić sobie dzień dobry, potem zamieniać kilka zdawkowych słów i życzyć sobie dobrego dnia na pożegnanie...
Szczere niewielkie ludzkie gesty mające wielką moc, a ja przecież lubię je odkąd tylko pamiętam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję.