Taka od środka nadająca wszystkiemu spokój.
Dziś sobie myślę, że to normalny i bardzo naturalny dla mnie stan.
Ale pamiętam czas, kiedy bardzo szukałam tej harmonii. Przeczytałam w tym celu wiele mądrych książek i chyba podjęłam nieskończenie wiele prób by ją osiągnąć, ale ona jak wszystko co dobre w moim życiu spłynęła na mnie pewnego dnia nie oznajmiając uroczyście, że już jest.
I wszysto zaczęło się układać.
Gdzieś zginął lęk i gniew.
Poczucie winy i żalu też pewnego dnia niezauważane odeszło.
Wątpliwości i zamartwianie się zastąpiły dążenia do uczuciami radości i szczęścia, a dokładniej tych całkiem małych i trochę większych szczęść...
Przez jednych nazywana spokojem przez innych rownowagą.
Dla mnie życiem z zgodzie z samą sobą.
Stanem kiedy nie muszę samej siebie z niczego usprawiedliwiać i kiedy nie czuję, że powinnam coś innym udowadniać - harmonia...
Czekam na ten dzień kiedy i na mnie spłynie niespodziewanie...
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę :))
OdpowiedzUsuń