Jemy śniadanie na tarasie nad wodą.
Potem pyszna kawa po włosku, a w piekarniku owocowy sernik. Czas płynie bardzo wolno i nawet zegar wiszący w kuchni na ścianie leniwie odmierza nam godziny. Koło 15stej jedziemy na ten ślub. Jestem w sukience, a ciepły wiatr wpadający przez otwarte okna samochodu po swojemu układa moje rozpuszczone włosy.
Potem są tańce, wspólne biesiadowanie i długie rodzinne rozmowy.
W około tyle dobrych wiadomości.
Kiedy wracamy na niebie świeci ogromny jasny księżyc, a nad polami unoszą się delikatne eteryczne mgły.
Bolą mnie stopy i w głowie wciąż gra głośna muzyka.
Taki gorący, bardzo długi, piękny dzień prawie u schyłku lata...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję.