Są miejsca, które chociaż nie należą do nas dają nam poczucie, że jesteśmy w domu.
I są w nich osoby, których chociaż nie spotykamy często dają nam wrażenie, że rozstaliśmy się wczoraj.
Mam kilka takich magicznych dla mnie miejsc, a w nich naprawdę ważnych dla mnie ludzi. I chociaż opuszczam właśnie jedno z nich nie towarzyszy mi smutek. Może przez chwilę pewien szczególny rodzaj mostalgii nie mający jednak nic wspólnego ze smutkiem.
To miejsce i mieszkający w nim ludzie tworzą ze sobą piękną nierozerwalnie całość, a dom zdaje się być ich idealnym uzupełnieniem. Pewnie dlatego ktoś kto ma to szczęście by być przez chwilę ich gościem staje się wtedy na tą chwilę częścią tej idealnej i w pewien przyjemmy sposób lekko chaotycznej całości. Dom jest położony kawałek poza małą wioską, a może raczej jej niewielkim przedłużeniem. Dookoła są tylko pola i łąki, więc zachody słońca tutaj są tylko dla niego. Przed domem jest polna droga, a za nią pole po sam horyzont. Są tańczące na wietrze ozdobne trawy i lawenda przywieziona z mojego ogrodu. Za domem jest niewielki staw i piękny kamienno-ceglasty kawałkami drewniany taras. Kiedy na nim sidam rano po turecku przebiega pies i kładzie się tuż obok i tak patrzymy w niemym zachwycie na to co przed nami.
Zawsze kiedy stąd wyjeżdżam słyszę, że mogę wrócić.
I zawsze wracam na jakiś czas...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję.