Popołudnie razem z M. i W. spędzamy z osobami, które tak zwyczajnie bardzo kochamy. Jemy ogromną porcję lodów o smaku wanilii z cappuccino i dopiero co zerwanych borówek z krzaka.
Huśtamy się na ogrodowej huśtawce, rozmawiamy i śmiejemy się głośno do łez.
W nocy śni mi się Ktoś kto był dla mnie bardzo waży. Rozmawiamy bardzo spokojnie, a nawet się do siebie uśmiechamy. Wstaję rano taka lekka od tych uśmiechów i idę na wczeno-poranny poniedziałkowy spacer.
Wracam do domu z deszczem. Robię zakupy przemykając między jego kroplami. On lekko moczy moje włosy pozwalając im się kręcić. Moje stopy w japonkach trafiają na rozgrzane ciepłym chodnikiem małe kałuże.
Nie spieszę się, nie złoszczę, że On pada.
Kiedy jestem już w domu przychodzi burza. Woda przelewa się z rynien, spływa strugami po moich oknach, a ja siedzę i rozmawiam z M.
Deszcz za oknem gra tylko sobie znaną muzykę. Lubię takie deszczowe letnie popołudnia i ochłodzenie, które ze sobą niosą.
Można odetchnąć...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję.