Gdzieś w środku lata środowy poranek.
Budzę się wcześnie rano i razem z Bocellim jadę na umówiony spacer z I.
Czas płynie szybko, a my spaceujemy z kijkami. Śmiejemy się, że z każdym krokiem jesteśmy zgrabniejsze i szczuplejsze. Coś w tym chyba jest, bo obraz samej siebie w mojej głowie od kilku miesięcy łagodnieje. Można powiedzieć, że jestem dla siebie coraz mniej surowa.
-Dlaczego? Nie wiem.
Pewnie dlatego też, że te ostatnie miesiące z S. uświadamiają mi jak ważne jest samo to, że jestem!
Mogę przecież jeszcze tyle rzeczy zmienić.
Myślę też sobie ostatnio, a nawet jestem już tego pewna, że nie jestem z gatunku tych, którzy mogą zaczynać swoje życie od nowa.
Za bardzo lubię to swoje życie.

:) a mnie sie z książka Kinga skojarzyło ....
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Hel,ostatni raz byłam tam chyba 3 lata temu
OdpowiedzUsuńMilej zabawy
a ja bym chyba mogła ciągle zaczynać :)
OdpowiedzUsuń